W prawdziwych górach - rejon Anaga/In the real mountains - Anaga region




Ponieważ poprzedni post o górskim mieście La Orotava nie za wiele miał wspólnego z prawdziwymi górami, dziś opiszę dzień pieszej wędrówki w rejonie Anaga na Teneryfie. Postanowiliśmy zrobić małą zaprawę przed wejściem na wulkan Teide. Trasa prowadziła od Punto del Hidalgo poprzez Chinamades do Los Carbonares. Zaczyna się spektakularnie wzdłuż morza, potem ostro pod górę w upale i skwarze. Pierwszy punkt widokowy odnajdujemy na szczycie góry z widokiem na morze. Bardziej jednak niż morze przyciągają uwagę stada jaszczurek – są na tyle bezczelne, że zaglądają nawet do plecaka i nie wiele ich jest w stanie przestraszyć. Potem nadal upał, wiele opuncji i zieleń na górach. Nie praktykuje się tu wypasu – ani razu nie spotkaliśmy kóz czy owiec. Zaczyna się marszruta ostro pod górę, brak tchu, sapanie jak lokomotywa, szlak jednak przemierza dość dużo turystów, fakt faktem, że idą oni głownie w dół, czyli można powiedzieć, że szliśmy pod prąd. Wreszcie kolejny punkt widokowy na las piniowy a po lewej stronie na samotne dragos – to już zaczyna się Chinamades – wioska zapomniana nawet przez Boga, domki wciśnięte w zbocze i imponujące dynie uprawiane na stoku. Szlak jest średnio ciężki do przejścia, na pewno trochę kondycji potrzeba.


Because the previous post about a mountain town La Orotava had not much in common with the real mountains, today I am going to describe a day of trekking in the Anaga region in Tenerife. We decided to do a short training before climbing on the volcano El Teide. The track leads from Punto Hidalgo through Chinamades to Los Carbonares. It begins spectacularly by leading by the sea, than it goes sharply upstairs in the terrible heat. The first panoramic point is located at the top of the mountain with a great view over the sea. However more than the sea view we were attracted by a lot of lizards – impudently peeping into our rucksacks and not afraid of anything. All the time there was terrible heat, a lot of cacti and a lot of other plants and no pasturing – we have never meet any goats or sheep. Most of people decide to go downstairs so we were doing the trip in the opposite direction. Finally another view point over a pine forest and a lonely drago tree – this is a beginning of the Chinamades village – a village forgotten even by God, houses hanging on the mountainside and impressing pumpkin cultivations. The path is medium difficult, you have to be in a good form.




Trochę dziwna nazwa jak na hiszpańską wioskę/A little strange name for me as for a Spanish village:)


Podobają mi się takie "kapusty" rosnące na pionowych ścianach./I like such a "cabbage" growing on the mountainsides.


Potem co bardziej wytrwali mogą wybrać jeszcze drogę pod górę, my jednak zdecydowaliśmy się na spacerek po drodze do Los Carbonares, do której droga została wybudowana dopiero w 1997 roku, nawet nie chcę myśleć, jak przedtem mieszkańcy dźwigali na górę prowiant. Los Carbonares ma jedynie mały placyk z kościółkiem św. Izydora i przystanek autobusowy do La Laguny. Mieliśmy szczęście, bo zaczęła nachodzić mgła i na szlaku w górach mogłoby być już różnie, tymczasem z Los Carbonares mieliśmy autobus o 16, czekaliśmy więc tylko 15 min. Szlak jest opisany jako trwający 5 godzin, nam udało się go przebyć w 3. Jeśli ktoś lubi westernowe widoki, na pewno się nie zawiedzie.

More persevering persons may choose one more way upstairs, we decided however just to walk to Los Carbonares village, to which the road was built in 1997! I do not even want to think how they brought food etc upstairs before that date. Los Carbonares has only one small church of Sain Izidore and a bus stop to La Laguna. We were lucky  because it begun to be foggy and the bus was just in 15 minutes. The track is described in the maps as 5 – hours, we did in 3. If someone likes western – like views, you will not be disappointed.



Kościółek Św. Izyfora/Church of Saint Izidore

Na obiad zafundowaliśmy sobie dziwacznego stwora morskiego – Talon de Caja (pewnie talon to filet, jak zgaduję), gdyby nie to, że chyba dość długo leżał w sklepie, byłby całkiem ok./We had for dinner this strange sea creature - Talon de Caja, despite the fact that it surely must have been in the shop for a certain period, it was quite good.

12 komentarzy:

  1. Interesting trek you are on, and yes you do have to be in good shape for the steep incline and the heat.

    Love the photographs, and especially the one cabbage rose growing by itself.

    Cheers,
    Joanny

    OdpowiedzUsuń
  2. What a lovely place.
    A perfect place to trek and explore.
    What is that green flower (a vegetable ?)
    We get this same fish here.
    We just peel off the skin before cooking.

    Thanks for your visit and comments.

    OdpowiedzUsuń
  3. Haddock, I think it is a kind of a cactus

    OdpowiedzUsuń
  4. I appreciate your visit and the photos you've shared of your hike.

    OdpowiedzUsuń
  5. Thank you for this journey into beauty. Please have you all a wonderful Friday.

    daily athens

    OdpowiedzUsuń
  6. zapraszam do mnie:
    czaary-maary.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  7. One day I hope we can taste your food!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też "zdobywałam" wulkan :)
    Ale ogólnie... podziwiam ludzi, którzy chodzą po górach... nie lubię takiego wysiłku... inne ćwiczenia itp ok, ale góry? Niebardzo.... nudzą mnie... i negatywnie męczą...

    Udanych wędrówek :) uważajcie na siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. pretty place, so relaxing.

    i never had that kind of fish before.

    i admire how you put two languages in your blog.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mała Mi, można się przyzwyczaić:)
    Mom Daughter Style-thank you!

    OdpowiedzUsuń
  11. You sure are getting around, Ola! I love seeing a new part of the world through your eyes. This is good for me because I love traveling but know I'll never see all I can before my time. So I'm glad I can see some of it through your eyes!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 daleka droga , Blogger